/Wybory parlamentarne w RPA – „Nic się nie stało”

Wybory parlamentarne w RPA – „Nic się nie stało”

Wyniki środowych wyborów zdają się nie odbiegać znacząco od tych z 2014 roku. Są jednak efektem zaciekłej kampanii, a dopiero w detalach wyraża się cały ogrom napięć w Republice Południowej Afryki.

To już oficjalne. Afrykański Kongres Narodowy utrzyma się przy samodzielnej władzy przez kolejne pięć lat, a Cyrilowi Ramaphosie udało się spowolnić trend uciekających do innych partii wyborców. AKN zyskał 57,5% głosów – to lepiej niż wiele niedawnych sondaży, ale wciąż najgorzej w historii.

Ugrupowaniu legendarnego Nelsona Mandeli ponownie udało się zachować władzę, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że to już naprawdę ostatni raz. Kongres będzie miał trudności ze znalezieniem twarzy, która godziłaby szerszą rzeszę wyborców niż Cyril Ramaphosa – z jednej strony biznesmen, z drugiej doświadczony działacz przeciwko apartheidowi. Biorąc pod uwagę, że przejął on najważniejszy postulat zyskującego w sondażach Juliusa Malemy – kwestię odebrania ziemi białym bez rekompensaty – niełatwo też sobie wyobrazić, jaką nową sztuczkę rządzący mieliby zaproponować wyborcom.

Zyskuje Economic Freedom Front Juliusa Malemy, ale przy blisko 11% (w porównaniu z 6 procentami w poprzednich wyborach) sukces ten można określić jako dosyć spodziewany. Dużo większe wrażenie robi fakt, że EFF aż w trzech (na dziewięć) prowincjach kraju zajmie rolę opozycji. Malema dwoił się i troił, dostosowując retorykę do szerokiego kręgu odbiorców. Mieszkańców townships zapewniał, że odbierze ziemię białym, choćby wbrew prawu, a studentów w Durbanie, że jego marzeniem jest jedynie kraj, w którym czarni i biali mogą być pracodawcami i pracownikami na takich samych prawach. 11% to wynik bardzo dobry, zważywszy na populistyczne postulaty i radykalne hasła, ale wciąż niższy od części sondaży, które stawiały jego partię nawet wyżej niż mieszany rasowo, liberalny Democratic Alliance.

Democratic Alliance, najbardziej ostrożna w hasłach duża partia w kraju, znów wygrywa w Western Cape i po początkowej radości – wyniki z 50% lokali wyborczych dawały im nawet 25% głosów – musi pogodzić się z wynikiem odrobinę słabszym niż pięć lat temu, na poziomie niecałych 21%. Obnażona tym samym zostaje największa słabość partii Mmusi Maimane: niezdolność dotarcia do nowych wyborców, szczególnie młodych. W dobie szalejącej politycznej walki i kryzysu zaufania do partii rządzącej po kiepskiej prezydenturze Zumy, Democratic Alliance, które rządzi świetnie rozwijającym się Western Cape, nie zyskuje żadnego z procent utraconych przez AKN. W porównaniu z 2014 roku daje się za to zepchnąć z drugiego miejsca – i roli bezpośredniej opozycji – w prowincjach Północno-Zachodniej i Mpumalanga.

Nieistotnym politycznie, ale dowodem istotnej tendencji jest wynik partii Freedom Front Plus. Ta założona w 1994 roku, silnie nawiązująca do afrykanerskiej tradycji i przez lata postulująca oderwanie się Orani od RPA partia zyskała w obecnych wyborach prawie 2,5% głosów. W kraju, w którym ledwie niecałe 9% obywateli jest białych (5% to Afrykanerzy) ten – czwarty w ogólnym rozrachunku – wynik oznacza, że Juliusowi Malemie udało się zradykalizować nie tylko czarnych wyborców. Coraz większa liczba białych, przede wszystkim Afrykanerów, zwyczajnie boi się zapowiadanych zmian. Liderzy FFP twierdzą jednak, że zaczynający się od słów „Południowa Afryka balansuje na krawędzi ruiny” manifest wyborczy trafił także do części Koloredów. Od 1994 roku Freedom Front Plus nie przekroczył 1% głosów.

Mimo że te wybory przyniosły dużo większą liczbę partii (aż 48, w poprzednich wyborach było ich 29) wydaje się, że nie wygrał nikt, a przegrali przede wszystkim… Wyborcy. Frekwencja była o 7% niższa niż przed pięcioma laty, a przed i w trakcie wyborów odbyło się szereg protestów, a nawet starć z policją. Blisko 40 partii nie uzyskało nawet 50 tys. głosów. 30 najsłabszych nie przekonało do siebie łącznie choćby półtora procenta wyborców.

Choć przez ostatnie kilka lat rząd wydawał się pogrążać w bagnie problemów, Afrykański Kongres Narodowy wciąż utrzymuje bezpieczną przewagę, nie dając się zatopić ani protestom studentów, ani zamieszkom i coraz bardziej napiętej sytuacji wokół reformy ziemi. Dostrzec tu można geniusz polityczny – 25 lat od upadku apartheidu ci sami politycy wciąż potrafią przekonać większość w RPA, że nie ma innej alternatywy niż czarno-zielono-żółta flaga.

Wiele wskazuje na to, że – choć ponura – jest to prawda. Niepełne 50% Kongresu i konieczność koalicji raczej wepchnęłaby rządzących w ramiona radykałów – jak Malema, nie zachęciła do współpracy z politykami umiarkowanymi.

Przed RPA i Afrykańskim Kongresem Narodowym trudny czas. Prezydent Ramaphosa złożył obietnicę reformy, której nie jest w stanie przeprowadzić. W rozczarowanych powolnymi przemianami 25-lecia wolności wzbudził nadzieję zdecydowanych działań, zapewniając jednocześnie sektor prywatny, że nie posunie się do kroków radykalnych. Ktoś zostanie więc oszukany. Z jednej strony do stracenia są głosy, z drugiej napędzające gospodarkę pieniądze.

Trudno przewidzieć, co wydarzy się w RPA w najbliższej kadencji, niełatwo jednak być optymistą. Na politycznym horyzoncie Południowej Afryki próżno szukać kogoś, kto potrafiłby rzucić wyzwanie AKN, umiał trafić do młodych wyborców, a jednocześnie nie szczuł „tęczowej nacji” przeciwko sobie.

Tadeusz Michrowski

zdjęcie: ANC