/Liberia: Inne oblicze kolonializmu

Liberia: Inne oblicze kolonializmu

W styczniu tego roku swoją prezydenturę zakończyła Ellen Johnson-Sirleaf – pierwsza kobieta na tym stanowisku w Afryce i laureatka nagrody Nobla. Jednocześnie pierwsza w historii Liberii demokratycznie wybrana prezydent pochodząca z rdzennej ludności.

Obecnie pochodzenie w społeczeństwie Liberyjskim nie odgrywa dużego znaczenia. Jednak jeszcze na początku XX wieku było decydującym czynnikiem jeśli chodzi o miejsce zamieszkania, udział w życiu społecznym czy polityczny. Liberia przez wielu badaczy jest pomijana, głównie ze względu na to, że nigdy nie była kolonią w dosłownym znaczeniu. Nigdy nie została podporządkowana politycznie pod żadne z kolonialnych mocarstw. Jednak pewien rodzaj systemu kolonialnego jaki rozwinął się w tym niewielkim państwie w połowie wieku XIX stanowi ciekawy ewenement w historii Afryki, na który warto poświęcić czas w celu poznania.

Liberia została założona przez Amerykańskie Towarzystwo Kolonizacyjne (American Colonization Society) w 1822 roku, jako miejsce dla migrujących ze Stanów Zjednoczonych wyzwolonych niewolników i czarnoskórych wolnych Amerykanów. Do 1900 roku do brzegów Afryki Zachodniej przybyło prawie 15 000 imigrantów z Ameryki i około 300 z Brytyjskich Indii Zachodnich. Stworzyli oni kilkaset osad, pogrupowanych w pięć okręgów administracyjnych, z kwaterami odpowiednio w Robertsport, Buchananie, Greenville, Harper oraz  w Monrowii.                    Początkowo osady były zarządzane przez desygnowanego przez Amerykańskie Towarzystwo Kolonizacyjne białego gubernatora. Jednak od początku lat 40. wpływy Towarzystwa w Liberii zaczynały maleć, borykało się ono z rosnącym niedoborem funduszy i atakami ze strony abolicjonistów, którzy kwestionowali ich intencje i działania. W związku z tym Liberyjczycy praktycznie przejęli zarządzanie kolonią od Towarzystwa, chociaż formalnie niepodległość ogłosili dopiero w 1847 roku.

Interesujące jest zachowanie oraz poglądy przybyłych do Afryki osadników, którzy nazwali się Ameryko-Liberyjczykami (Americo-Liberians). Byli oni w dużej większości chrześcijanami – baptystami i metodystami, mówiącymi po angielsku, jako językiem ojczystym. Zachowali silne sentymentalne przywiązanie do Ameryki, którą wciąż uważali za swoją ojczyznę. Nosili ubrania w zachodnim stylu, do którego przywykli będąc w Stanach Zjednoczonych. W tropikalnym klimacie Liberii, mężczyźni na co dzień chodzili we frakach i spencerach, nosili meloniki i zakładali białe rękawiczki. Panie na ogół wychodziły w wiktoriańskich sukniach, perukach i zdobionych kwiatami kapeluszach.  Przybysze budowali sobie dwukondygnacyjne kamienne lub murowane domy będące kopiami tych jakie mieli właściciele plantacji w południowych stanach USA. Preferowali amerykańskie jedzenie, które importowali na ogromna skalę. Posiadali ziemię indywidualnie, w przeciwieństwie do wspólnej własności rdzennej ludności afrykańskiej. Ich instytucje polityczne były wzorowane amerykańskich rozwiązaniach konstytucyjnych, posiadali wybieranego Prezydenta oraz Senat i Izbę Reprezentantów.

Liberyjscy osadnicy pomimo koloru ich skóry, byli z reguły pozbawieni sentymentalnego przywiązania do Afryki i tak jak europejscy osadnicy przybywający do Algierii, Kenii, Zimbabwe, posiadając pewną wiedzę o nowoczesnej organizacji politycznej, technologii i nauce, uważali swoją własną kulturę za lepszą od tej afrykańskiej. Pogardzali lokalnymi wierzeniami oraz instytucjami społecznymi i politycznymi, takimi jak stowarzyszenia poro i sande. Jednak najbardziej charakterystyczny dla kulturowej arogancji przybyszów z Ameryki był całkowity zakaz bliskich kontaktów z miejscową ludnością, przede wszystkim zakaz małżeństw. Jeszcze w 1879 roku wiceprezydent Liberii Daniel B. Warner, który wspierał mieszane małżeństwa jako panaceum na nierówności i podziały społeczne, zaznaczał: „(..) to wymagałoby ze strony człowieka silnej moralnej odwagi, by przełamać silne uprzedzenia wobec małżeństw między kolonistami i tubylcami, które panują tutaj wśród Amerykano-Liberyjczyków”[1]. Sytuacji nie poprawiało także podejście samych Afrykańczyków, którzy czasem byli wrogo nastawieni wobec przybywających na ich tereny osadników. Pogardzali oni wieloma aspektami kulturowymi nowych przybyszów, w szczególności wielu z nich szydziło z niewolniczych przodków osadników, których uważali za społecznie gorszych od siebie, tak jak w ich rodzimych społeczeństwach niewolnicy byli gorszymi od wolnych ludzi. Nic dziwnego, że różnice kulturowe, wraz z różnicami w kwestiach gospodarczych, takich jak handel, ceny czy płace stały się źródłem tarć, a czasem nawet krwawych wojen, pomiędzy obiema  grupami.

Wyraźny dysonans społeczny i kulturowy pomiędzy rdzennymi Afrykańczykami a imigrantami z Ameryki doprowadził do utworzenia systemu politycznego jedynego w swoim rodzaju. Na długo przed tym nim biali rasiści w południowej Afryce stworzyli system oparty na segregacji rasowej – apartheid, istniał on już w podobnej formie w XIX wieku w Liberii. Ameryko-Liberyjczycy od samego początku pozbawili rdzennych mieszkańców praw obywatelskich i wyborczych, ponadto wyznaczyli oni każdemu z szesnastu plemion żyjących w tamtym okresie terytoria na których wolno im był przebywać. Były one zarządzane ze stolicy za pośrednictwem komisarzy, zawsze pochodzenia liberyjskiego. Sposób zarządzania państwem, podobny do tego jaki istniał w północnej Nigerii za panowania Brytyjczyków, skutkował licznymi nadużyciami ze strony gubernatorów oraz podległych im słabo opłacanych milicji. Wraz z pogarszającą się sytuacją gospodarczą w kraju, niezależność i władza jaką skupiali poszczególni komisarze stawała się anormalna.  Odmowa jakichkolwiek praw politycznych i możliwości zatrudniania w administracji publicznej także nie powinna nikogo dziwić. Osadnicy obawiali się, że w przypadku pójścia na jakiekolwiek ustępstwa w sprawie praw wyborczych wobec rdzennych mieszkańców, którzy przewyższali ich liczebnością stanowiąc prawie 95% populacji kraju, będzie skutkowało utratą władzy. Niezadowoleni z istniejącego porządku, zarówno wykształceni Afrykanie, jak i niepiśmienne masy, znalazły wspólny mianownik oporu wobec Ameryko-Liberyjskiej oligarchii dysponującej władzą polityczną w całkowitej dysproporcji do jej liczebności czy wkładu materialnego w funkcjonowanie państwa. W związku z tym podejmowane przez rząd kroki w celu asymilacji rdzennej ludności w następnych latach przyniosły mizerne efekty.

Dodatkową kwestią pokazującą jaki stopień deprawacji osiągnęły z czasem rządy Ameryko-Liberyjczyków, są oskarżenia pojawiające się w latach trzydziestych XX wieku. Dochodzenie prowadzone z ramienia Ligii Narodów dowiodły istnienia niewolnictwa i pracy przymusowej w Republice Liberii.  Osadnicy potrzebujący rąk do pracy w swoich prywatnych farmach i plantacjach wykorzystywali do tego celu przymusową siłę roboczą w postaci pojmanych, często przy użyciu rządowego wojska, Afrykanów. Jeszce większy niesmak budzi fakt, że w sam proceder był zamieszany ówczesny prezydent republiki Charles King i ministrowie jego gabinetu. Liberyjczykom udowodniono także sprzedaż niewolników do Fernando Po i Gabonu, za których członkowie administracji publicznej byli hojnie wynagradzani przez zagranicznych kontrahentów. Po interwencji Ligii Narodów prezydent King musiał ustąpić, ale praktyka ta trwała jeszcze przez następne lata, tylko że po cichu.

W efekcie rosnących napięć pomiędzy dwiema grupami i nacisków zza granicy, w czasie prezydentury Williama Tubamana rozpoczęła się reforma społeczna. Rząd liberyjski zwiększył wysiłek w kierunku edukowania ludności Ameryko-Liberyjskie w celu wykorzenienia jej kulturalnej arogancji, a także zakończył politykę asymilacyjną wobec ludności rdzennej. Za sprawą poprawki do konstytucji z 1947 roku wszyscy Afrykanie posiadający majątek uzyskali  prawa wyborcze, a także możliwość wprowadzenia do administracji rządowej sowich przedstawicieli, było to krokiem milowym w kierunku zakopywania różnic społecznych. Po 1960 roku, czyli w momencie kiedy większość państw kontynentu posiadała niepodległość, prezydent Tubman zdecydował się zakończyć zarządzanie państwem w sposób komisaryczny, uznając że jest to sposób „wzorowany na systemie kolonialnym i musi zostać zniesiony”[2]. Kolejne zmiany wprowadzane w Liberyjskim prawodawstwie miały rozbudzić życie polityczne w kraju. Nie przyniosły one jednak rzeczywistych przemian, plemienny interior nadal znajdował się w gorszej sytuacji, a oligarchia Ameryko-Liberyjska nadal rządziła żelazną ręką. Jednak pomimo pozytywnego wrażenia  jakie miały zmiany wprowadzone przez Tubmana, przyniosły one destabilizacje wewnętrzną. Mieszkańcy interioru mający po raz pierwszy możliwość przemieszczania się zaczęli masowo migrować z terenów wiejskich do miast. W ciągu trzydziestu lat, między rokiem 1956 a 1986 ludność stolicy Liberii zwiększyła się dziesięciokrotnie. Co z kolei skutkowało narastającym napięciem i tarciami pomiędzy grupami, które tym razem znajdowały się bliskiej styczności.

Nienawiść wobec rządzącej elity osiągnęła szczyt w 1980 roku, kiedy to starszy sierżant Samuel Doe, pochodzący z plemienia Krahn, dokonał, razem z szesnastoma żołnierzami zamachu stanu, rozpoczynając tym samym chaos trwający do 2003 roku.  Już na samy początku rebelii większość Ameryko-Liberyjczyków uciekła do Stanów Zjednoczonych oddając całość władzy rdzennym mieszkańcom.

Mikołaj Dąbrowski

 

[1] M.B. Akpan, Black Imperialism: Americo-Liberian Rule over the African Peoples of Liberia, „Canadian Journal of African Studies”, 1973, vol 7, no 2, s. 217-236, cyt. za.: Liberian Letters, 19, Warner to Coppinger, Monrovia, 24.05.1879, także: Liberian Letters, 18, Warner to Coppinger, Monrovia, 2.04.1879.

[2] M.B. Akpan, Black Imperialism: Americo-Liberian Rule over the African Peoples of Liberia, „Canadian Journal of African Studies”, 1973, vol 7, no 2, s. 217-236, cyt. za.: W. Tubman, Annual Message,  „The Liberian Age”, 25 November 1960, s. 9.

zdjęcie: wikimedia.org

Mikołaj Dąbrowski jest specjalistą od Chin w Afryce. Wykonuje także analizy z zakresu stosunków międzynarodowych, gospodarczych i politycznych państw Afryki Subsaharyjskiej. Z PCSA związany od 2017 roku.